piątek, 14 grudnia 2012


  

- No bo... jesteś dla mnie ważny. Przyjaźnimy się od dziecka, ale.. ehh chyba źle zrobiliśmy będąc razem. Nie powinniśmy nic zmieniać. Ale to, że nam nie wyszło, to nie znaczy, że nie możemy się nadal przyjaźnić, co nie? Nie chciałam Ci tego mówić, ale ja już od jakiegoś czasu nie kochałam Cie, nie tak jak ty mnie, tak, jak brata. To jak? Będziemy jeszcze przyjaciółmi? - zapytała niepewnie. 

- Wybacz, ale mam już dość. Za bardzo mnie zraniłaś. Między nami już nigdy nie będzie tak jak kiedyś, tego możesz być pewna. - odwróciłem się do niej przodem, nie zwracałem już uwagi na łzy, których było coraz więcej - nie chce mieć z Tobą nic wspólnego. Cześć - z bolącym sercem odwróciłem się na pięcie i szybkim krokiem poszedłem przed siebie, nie dopuszczając jej do głosu. 

    To było trudne, za trudne jak dla mnie. Tak bardzo mnie to boli, nie chciałem tak tego zakańczać. Na prawdę chciałbym jej wybaczyć, ale nie potrafiłem. Nie zniósłbym tego. Moje serce już i tak za bardzo krwawi. Ona nie była dla mnie tylko przyjaciółką, bo była kimś więcej, nadal jest. Ale co z tego? Chcę to wszystko zakończyć, zapomnieć, ale czy się da? Moje serce na pewno nie zapomni, ja też nie. Chciałbym móc już nigdy nie widzieć jej na oczy, niestety jest to nie możliwe. Chociaż... już nie długo kończy się rok szkolny, a może by tak przepisać się do innej klasy na studiach? Ale czy to nie będzie głupie z mojej strony? Czy warto jest uciekać od problemu? Wyjdę na tchórza, którym i tak jestem. Chciałbym być już w domu, zamknąć się w swoim pokoju i zostać tam do końca życia, to by było najlepsze rozwiązanie. Szkoda, że jest to nie możliwe, nawet jakbym przesiedział tam choćby jeden cały dzień, to przyjaciele nie daliby mi spokoju do puki nie dowiedzieliby się co się stało. Tylko, że ja nie chcę im mówić, przynajmniej na razie. To miłe, że chcieliby mi pomóc, ale w końcu jestem już dorosły, czyż nie? Tak wiem zachowuję się jak dziecko, szczerze, mam to gdzieś. Nie obchodzi mnie teraz co kto o mnie myśli. Nic mnie nie obchodzi. Moje życie jest jednym wielkim bólem i cierpieniem.    A wszystko zaczęło się od tego jak dowiedziałem się prawdy o rodzicach. Od tego momentu wszystko zaczęło mi się walić. Po jakimś czasie myślałem, że zaczyna się układać, że wszystko będzie już dobrze i nic mi tego nie zepsuje, myliłem się. Było coraz gorzej i gorzej. A może całe moje życie jest skazane na porażkę? To ma sens... Nie wiem dlaczego wiele ludzi, fanów mi zazdrości, bo jestem sławny? I co mi to daje, kiedy mój cały świat wali mi się na głowę? Tak sława, koncerty są fajne, ale tak na prawdę mógłbym to oddać za zwykłe, szczęśliwe, beztroskie życie. Jedyne co chciałbym zachować to resztę zespołu, bo bez nich nie dałbym sobie rady. W sumie z jednej strony kocham to, że jestem sławny, najbardziej, że mogę dzielić się moim talentem i pasją ze światem. Sam nie wiem co mam myśleć. Zbyt duży ciężar spadł na moje chude ramiona. To zbyt ciężkie i trudne. Jedna wielka zagadka. Co ja mam robić? Jak dalej żyć? Mam dość!

Szedłem przez seulskie uliczki, bez celu. Zaczęło się już ściemniać, nawet tego nie zauważyłem. Szedłem ze spuszczoną głową, potykając się co jakiś czas o kamienie. Nie płakałem. Nie miałem na to siły. A może to dla tego, że brakło mi już łez. W głowie miałem zupełną pustkę. Nawet nie wiedziałem co mam myśleć. 
Nagle uderzyłem w jakąś ścianę, upadłem. Pomasowałem bolące miejsce i podniosłem się z ziemi. Spostrzegłem, że jestem w jakim ciemnym zaułku. Wystraszyłem się trochę. Dopiero teraz spojrzałem, która jest godzina. 23.15, dodatkowo 11 nieodebranych połączeń od Onew. Zerwałem się miejsca i zacząłem biec do domu. Kiedy stanąłem w drzwiach czekał na mnie wściekły Jinki. Zaczął zadawać mi pytania, na które zupełnie nie miałem ochoty odpowiadać. Ominąłem go i skierowałem się na schody. Złapał mnie za ramie, w jego oczach nie było już widać irytacji, ani złości, tylko zdziwienie i zmartwienie. Westchnąłem głośno, wyrwałem się z uścisku i wbiegłem na górę, zamknąłem pokój na klucz, tak aby nikt mi do niego nie wszedł. 


Rzuciłem się na łóżko i znowu zacząłem płakać. Nie potrafiłem o niej nie myśleć. Zatruwała mój umysł, a przed oczami przez cały czas miałem jej twarz. Dlaczego tak trudno jest przestać kochać? Ciągle zadawałem sobie to pytanie, lecz odpowiedzi nie uzyskiwałem. Może to dlatego, że jest to moja pierwsza miłość? Dziwne, prawda? Ja Lee Taemin, nie miałem żadnej dziewczyny. Byłem zbyt pochłonięty robieniem kariery, aby umawiać się z dziewczynami. Do puki znowu nie ujrzałem tej, na której zależało mi już dawno temu. Tak na prawdę byłem w niej zakochany, od początku naszej znajomości, ale nigdy jej tego nie wyznałem, a później ona zniknęła. Również trudno było mi się z tym pogodzić, ale teraz było dużo gorzej. Zapewne dlatego, że wtedy jeszcze nie wiedziałem, co to miłość i nie znałem pojęcia "kochać". W tym momencie znam go aż za dobrze. 
Wielu ludzi straciło swoją jedyną, prawdziwą miłość, czy im też było tak ciężko? Czy oni też nie potrafili sobie z tym poradzić? Na pewno nie jestem jedyny. Ale wydaje mi się, że oni radzili sobie dużo lepiej ode mnie.
 Moje serce jest zbyt miękkie, zbyt zranione aby mogło sobie z tym poradzić tak łatwo. Z czasem rysy na nim przybywały i były coraz głębsze i bardziej bolesne. W końcu musiał nadejść moment, w którym pęknie, złamie się, rozsypie na kawałki i nikt nie będzie potrafił go poskładać.  
Kolejne łzy, kolejny szloch, który próbowałem stłumić w poduszce, aby nikt go nie usłyszał. Gdy tylko o tym pomyślę w klatce piersiowej czuję potworne ukłucie. To było nie do zniesienia. 

Nagle rozległo się pukanie do drzwi, nie zamierzałem otwierać, lecz ten ktoś nie chciał ustąpić. Zaczął dobijać się coraz bardziej. 

- Taemin, otwórz! Proszę. - usłyszałem głos Minho, nie zamierzałem spełniać jego prośby. Nie odezwałem się, miałem nadzieję, że sobie pójdzie. Nie odpuszczał.

- Taemin! Wiem, że tam jesteś! Powiedz o co ci chodzi, mogę Ci pomóc.

- Idź sobie! Nikt nie będzie umiał mi pomóc! wynoś się, słyszysz?! - nie wytrzymałem, byłem wściekły. Nie wiem dlaczego tak się wydarłem, nie chciałem. To był impuls. 

- Ale Tae...

- No wynoś się! - nie dałem mu dokończyć. 

- Dobra! jak chcesz - usłyszałem jak się oddala. Zraniłem go. Na prawdę tego nie chciałem. Dlaczego to robię? Ja po prostu chciałem być sam. 

Znów zaniosłem się ogromnym szlochem, żałowałem, że go nie wpuściłem, a może potrafiłby mi pomóc? Nonsens, na pewno nie. Nikt mi nie pomorze. Zostałem z tym sam, zresztą jak zwykle.


Przepraszam, że tak późno dodaje rozdział. Nie miałam kiedy go napisać. Tak więc przewiduje do tego opowiadania jeden, lun dwa rozdziały, nie więcej. Mam nadzieję, że nowe się wam spodoba ^^
Proszę was o komentowanie.
Pozdrawiam ;* 

100 lat dla naszego Onia :D






10 komentarzy:

  1. Omo. Dlaczego już kończysz ? :C Musisz znaleźć dla naszego TaeMin jakąś ślicznotkę, kochaną, aby serduszko go nie bolało ^^ Świetny rozdział
    Hwaiting ~ ! Czekam na c.d.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No niestety chcę już zakończyć to opowiadanie.
      Nie bój się ^^ Serduszko nie będzie go bolało
      Dziękuję ^^

      Usuń
  2. Zgadzam się z ChisanaSekai. Czekam na kolejny. Pozdro...

    OdpowiedzUsuń
  3. Biedny Tae T.T
    Czekam na kolejny rozdział^^

    OdpowiedzUsuń
  4. Wreszcie się doczekałam! ^^
    Świetny rozdział jestem ciekawa czy Taemin znów będzie szczęśliwy
    i niemogę się doczekać nowego opowiadania :D
    czekam na c.d
    Hwaiting!!!
    ( PS. http://keeping-love-again.blogspot.com nowy rozdział :) zapraszam )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nom doczekałaś się ^^
      Cieszę się ;D
      Na pewno zajrzę ^^

      Usuń
  5. Super naprawde bardzo mi się podoba; D

    OdpowiedzUsuń