sobota, 26 stycznia 2013

~ However dreams to come true 3


     Kończyliśmy podpisywanie dokumentów w gabinecie pana Junho. To była chyba najnudniejsza część całego spotkania. Byłem już tym wszystkim wykończony, a oczy same mi się zamykały. Jeszcze gorzej było jak zaczął czytać regulamin. Nie był zbyt ciekawy. Było tam chyba z 50 punktów, z czego ja zapamiętałem tylko kilka. 
Nie wolno się spóźniać na spotkania. Trzeba dużo ćwiczyć, dobrze się odżywiać. Nie wolno brać sobie wolnego na własną rękę, a najgorsze, że na związek z jakąkolwiek dziewczyną potrzebna jest zgoda menadżera. Głupota. Po co tu zgoda menadżera? Już może od razu całej wytwórni? Żałosne.

     Tak, czy owak musiałem się do tego zobowiązać. Znudzony podpisałem ostatni dokument i wykończony oparłem się o krzesło. Jednak nie dana mi była chwila  odpoczynku, bo mój nowy menadżer kazał mi się zbierać. Mięliśmy jechać do mojego nowego domu. Jednak facet zrobił coś, czego w ogóle się nie spodziewałem. Tak, po prostu kazał mi podać adres domu, w którym mieszkałem. Nie chciałem mu go dawać, nie miałem zamiaru tam wracać. Byłem strasznie uparty, jednak on nie chciał ustąpić. Na moje nieszczęście posłużył się regulaminem "Menadżer ma zawsze rację i trzeba się go słuchać". To był chwyt poniżej pasa. Zrezygnowany podałem mu adres. Po jakiś dziesięciu minutach podjechaliśmy pod mój dom. Serce biło mi jak szalone. Nie chciałem tam być. Jednak musiałem wziąć stamtąd wszystkie potrzebne rzeczy. Skręciłem na tyły budynku i uśmiechnąłem się w duchu. Bod ścianą znajdowała się drabina, a okno do mojego pokoju było otwarte, czyli tak jak je zostawiłem. Przyłożyłem drabinę do okna i zacząłem ostrożnie po niej  wchodzić do góry. Otworzyłem szerzej okno i zwinnie wskoczyłem do środka. Z szafy wyjąłem torbę podróżną i zacząłem pakować do niej ubrania. Później kilka prywatnych rzeczy. Wyrzuciłem torbę przez okno. Miałem już wychodzić gdy jednak coś mi się przypomniało. Pod poduszką w kopercie miałem schowane pieniądze. Tak jakbym czegoś potrzebował. Wyjąłem je. Spostrzegłem, że klamka od drzwi się poruszyła. Przestraszyłem się. Szybko wyszedłem przez okno i zszedłem po drabinie. 
W pośpiechu o mało z niej nie spadłem. Wsiadłem z powrotem do samochodu i odjechaliśmy.


Dom znajdował się w części miasta, której jeszcze nie znałem. Od raz zaciekawiła mnie okolica. Cisza, spokój. Nie było takiego strasznego ruchu jak tam, gdzie wcześniej mieszkałem. Po jakimś czasie przyjechaliśmy na miejsce. Dom z zewnątrz był bardzo ładny. Na pierwszy rzut oka nie wydawał się zbyt duży, ale mi to nie przeszkadzało, byle żebym miał w nim swoje, własne miejsce. Z zewnątrz otaczał go duży ogród. To miejsce bardzo mi się spodobało.

Menadżer zostawił mnie samego pod drzwiami z walizkami. Uznał, że sam sobie dam radę. Westchnąłem i zapukałem w drzwi. Otworzył mi chłopak z kurczakiem w zębach. Zmierzył mnie dokładnie wzrokiem, tak samo jak ja jego. 
- Ej chłopaki chodźcie tu, bo jakiś dzieciak przyszedł - już mnie wkurzył, jaki dzieciak?! Do drzwi podeszła reszta tej całej bandy.
- Cześć. Taemin. Od dziś z wami mieszkam - powiedziałem krótko i najnormalniej w świecie wszedłem do mieszkania. 
- Ej myślałem, że ten nowy będzie trochę... starszy - odezwał się jeden z nich o małej twarzy, jednak wyglądał przyjaźnie. 
- A czy to przypadkiem nie jest dziewczyną? - zaraz wybuchnę, już nie wyrabiałem, coraz bardziej mnie irytowali.
- Ale, przecież on jest taki uroczy! - pisnął chłopak w różowej koszulce, o nie przesadzili.
- Po pierwsze nie jestem dzieciakiem, po drugie nie jestem dziewczyną, może trochę tak wyglądam, ale nie radze wam tak mówić, a po trzecie i najważniejsze, nie jestem uroczy! - ryknąłem - pomyślcie zanim o kimś coś powiecie, ja też tak potrafię, ty wyglądasz jak dinozaur, ty jak jakaś żaba, ty jak nałogowiec kurczaków, a ty... ej czy przypadkiem różowy to nie babski kolor? A niby ja wyglądam jak dziewczyna - prychnąłem, zabrałem swoje walizki, ale po chwili zatrzymałem się - gdzie mój pokój? - zapytałem.
- Będziesz go dzielił ze mną, Minho jestem - o nie, nie, nie! 
- Ale jak to? Myślałem, że będę miał własny pokój - jęknąłem z niezadowolenia.
- To źle myślałeś, Taemin? Dobrze powiedziałem? Własny pokój ma tylko nasz liderek Onew, które serio jest nałogowcem kurczaków - uśmiechnął się.
Westchnąłem ciężko i pokierowałem się do pokoju. Położyłem mój bagaż obok wolnego łóżka i bezwładnie na nie opadłem. Ten dzień był zbyt męczący. Tyle nowych rzeczy. I jeszcze ta gromadka... Nie sądziłem, że będziemy tak dobrze się dogadywać. Od razu nie przypadli mu do gustu. Dlatego, że zaczęli komentować mój wygląd. Zawsze mnie to denerwowało. Przez całe życie z tego powodu byłem poniżany i wyśmiewany. Traktowano mnie jakbym był jakimś odmieńcem. Może nie byłem zbyt silny fizycznie, za to psychicznie byłem bardzo wytrzymały. Nie zamierzałem się przejmować nowymi lokatorami. Do szczęścia mi nie są potrzebni. Przyzwyczaiłem się już do życia w samotności.

Wstałem z miękkiego łóżka i wyjąłem z torby swoją piżamę, ręcznik i żel pod prysznic o zapachu pomarańczy. Chciałem się wykąpać, ale najpierw musiałem znaleźć łazienkę na własną rękę. Nie zajęło mi to dużo czasu, gdyż znajdowała się niedaleko. Wszedłem do kabiny i puściłem ciepły strumień wody. Zasyczałem gdy woda oblała moje wszystkie rany. Jednak ból był do wytrzymania. 

Odprężony wyszedłem z łazienki i ponownie skierowałem się do pokoju. Był tam ten cały Minho, jednak nie zwróciłem na niego większej uwagi i padłem na łóżko. Sam nawet nie wiedziałem kiedy zasnąłem.


Sami oceńcie ten rozdział. Ja powiem tyle, że nie jest zbyt udany. 
Nie potrafiłam nic wymyślić lepszego.
Mam nadzieję, że jednak nie jest tak tragicznie.
Liczę na komentarze z waszej strony.
Na prawdę przepraszam was za wszystkie błędy.
^^

niedziela, 13 stycznia 2013

~ However dreams to come true 2



     Stanąłem niepewnie pod drzwiami i już miałem pociągnąć za klamkę, kiedy się zatrzymałem. Olśniło mnie. Zaraz zaraz, po co tu przyszedłem? Mogę się założyć, że ten facet robił sobie ze mnie jaja, a ja głupi dałem się nabrać. Bo to by było za łatwe. Siedzę sobie na ławce, a tu przychodzi jakiś koleś, którego pierwszy raz widzę na oczy i zaprowadza mnie pod SM. I tyle. Nie to są jakieś głupie żarty. jaki ja jestem naiwny. Ale tak tego nie zostawię, wejdę tam i narobię mu takiego wstydu, tak go zmieszam z błotem, że już nie będzie chciał się nikomu na oczy pokazać. Co jak co, ale zgnoić kogoś to ja potrafię. 

     Tak jak planowałem, teraz już pewnie i z cwanym uśmieszkiem na ustach wszedłem do budynku, lecz uśmiech szybko zszedł mi z twarzy. Budynek był ogromny, dużo większy niż sobie nawet wyobrażałem. Mało tego, mnóstwo ludzi, którzy tam byli wyglądali prawie tak samo. Mężczyźni w prostych garniturach i ulizanych włosach, a kobiety w białych koszulach i spódnicach po kolana. Dobra i co dalej?
Nie miałem pojęcia jak się tu odnaleźć. Zobaczyłem kilka znajomych twarzy z moich ulubionych zespołów, ale nie skupiałem się teraz na tym. Moje oczy wciąż poszukiwały niezbyt wysokiego mężczyzny z bujnym wąsem i niedużą łysiną na głowie. Zrobiłem kilka kroków przed siebie, lecz zatrzymał mnie ochroniarz, którego wcześniej nie zauważyłem. Wyczuwam kłopoty...
- Ej, ej, ej mały! Wiesz, że tutaj nie wolno wchodzić? No chyba, że jesteś umówiony, w co wątpię - dużo wyższy ode mnie ochroniarz patrzał na mnie krzywo z góry.
- Ale ja jestem umówiony! Jakiś tam Junho kazał mi tu przyjść - byłem coraz bardziej zirytowany.
- Hahaha, proszę Cie chłopczyku nie wciskaj mi tu kitu! - nie znosiłem, kiedy ktoś mnie tak nazywał - szanowny Pan Park nigdy by nie miał nic do czynienia z takim dzieciakiem. Wyjdziesz stąd sam? Czy mam ci pomóc? - cholera, nie jest dobrze. Pomyślałem gdy ochroniarz otworzył przede mną drzwi na zewnątrz. 
- Spokojnie Junghae! Zostaw go, chłopak ma rację - myślałem, że oczy mi wyjdą z orbit. Tego się nie spodziewałem. Ale jakoś dalej w to nie wierzyłem. Czekałem co dalej się wydarzy - Choć Taemin. 
Nadal zdziwiony poszedłem za mężczyzną, zostawiając osłupiałego faceta w mundurze.
Windą wjechaliśmy do dosyć sporego gabinetu, który znajdował się na 13 piętrze. Ściany pomalowane były w kolorze błękitu. Po prawej stronie znajdowało się duże okno z którego można było zobaczyć miasto. Seul miał swoje uroki, bardzo lubiłem to miasto, mimo to, że spotkało mnie tutaj tyle krzywdy. Usiałem na obrotowym krześle na przeciwko kasztanowego biurka, na którym panował dosyć spory bałagan. Po drugiej stronie usiadł pan Park. 

Rozmawialiśmy dosyć długo, na temat mojego wokalu, tematu szkoły i tym podobne. Cały czas bałem się jednego pytania, myślałem, że już go nie zada, ale niestety to musiało nastąpić. "A jak z twoją rodziną, rozmawiałeś już z rodzicami?" - Przygryzłem wargę, bałem się mu na to odpowiedzieć. Wiedziałem, że muszę powiedzieć prawdę, bo inaczej narobię sobie kłopotów, a to i tak wyjdzie na jaw, więc lepiej opowiedzieć o wszystkim teraz. To było trudne. Wziąłem głęboki wdech i zacząłem mu opowiadać wszystko od początku, aż do tragicznego końca. Mężczyzna przysłuchiwał mi się w w ciszy, z jego twarzy nie potrafiłem wyczytać żadnych emocji. Gdy już skończyłem poczułem, że łzy napływają mi do oczu, szybko je przetarłem i spuściłem głowę. 


Byłem zdziwiony jego reakcją, nic nie mówił, chyba się zastanawiał. Przyznam, że bałem się trochę, bo w końcu udało mi się uwierzyć, że to wszystko prawda. Bałem się, że po prostu mnie stąd wyrzuci. Jednak tak się nie stało. W końcu powiedział tylko krótkie "Nie martw się". 
Zabrał mnie do jednej z sali tanecznych. Była to chyba największa sala jaką kiedykolwiek widziałem. Jedną ze ścian pokrywało wielkie lustro, a na tylnej ścianie 
niebieskie tło z chmurkami. W jednej części znajdowały się sprzęty typu kamera, wieża z głośnikami, a w kącie pomieszczenia był się automat z zimnymi napojami    i wodą mineralną. No, to ja rozumiem.
Mężczyzna przywołał mnie do siebie i kazał mi coś zatańczyć. Pozwolił mi wybrać utwór. Po krótkim namyśle zdecydowałem się na jedną z piosenek Michaela Jacksona, był on moim idolem od kiedy zacząłem interesować się muzyką, a w moim pokoju widniało mnóstwo jego plakatów. 
Widać było, że pan Park był zachwycony moim tańcem, widziałem to po jego szerokim uśmiechu. Kiedy skończyłem nie mógł się powstrzymać od pochwały. 

- Więc tak, już wszystko przemyślałem. Będziesz należał do zespołu, którego jestem menadżerem, zwie się SHINee, dopiero zaczyna swoją karierę, ale jestem pewien, że razem z tobą zajdzie wysoko. Składa się z czterech utalentowanych chłopaków, nieco starszych od ciebie, ale z tym nie widzę problemu. Nie musisz się o nic martwić. Wspominałeś mi, że nie masz teraz za bardzo gdzie mieszkać, tak? Z tym nie widzę także problemu, ponieważ cały zespół mieszka razem. Tak jest dla nas łatwiej. Myślę, że jeszcze dziś się tam udamy - po jego długiej przemowie już nie miałem żadnych Wątpliwości, to wszystko prawda, moja radość była nie do 
opisania - oni są już wiedzą o nowym członku w zespole, więc są przygotowani, mam nadzieję... - to już powiedział trochę ciszej.

Byłem na prawdę szczęśliwy, choć jednak trochę się obawiałem. To była całkowita zmiana w moim życiu, zmiana na lepsze, przynajmniej tak myślałem. Nie wiedziałem jak będę żył z czwórką nie znanych mi ludzi w jednym domu, moją obawą było to, że mnie nie zaakceptują. Chociaż przyzwyczaiłem się do samotności i braku przyjaciół. Jednak miałem nadzieję, że to będzie przełom. Nowy, wspaniały początek lepszego życia.


***

Tak i oto pojawił się drugi rozdział, tak sobie jestem z niego zadowolona, ponieważ ostatnio tak sobie z moją weną. Mam nadzieję, że wam się podoba. 
Przepraszam was za wszystkie błędy jakie mogły się pojawić.
Dziękuję za 9161 wyświetleń bloga i 36 obserwatorów ^^
Martwi mnie trochę liczba komentarzy, mam wrażenie, że jest ich coraz mniej.
Tyle wyświetleń, a tak mało komentarzy... 
Mam nadzieję, że ich liczba się poprawi, błagam was o to ;*
'




czwartek, 3 stycznia 2013

However dreams to come true 1


    Czy istnieje szansa na lepsze życie? Czy wszystko może się zmienić na lepsze, a może będzie jeszcze gorzej? Chociaż wydawałoby się, że gorzej już być nie może. 
Na moje szczęście nadeszła nadzieja. Nadzieja na nowe, bezproblemowe życie, nadzieja na spełnienie moich najskrytszych marzeń. Muszę tylko dać z siebie wszystko, ale to nie będzie takie łatwe...
Siedzę bezczynnie na ławce, naprzeciw ogromnego budynku w centrum Seulu. Jest to duże miasto, ruchliwe drogi, mnóstwo ludzi spieszących się do pracy, lub uczniów do pobliskich szkół. Powinienem być wśród nich, ale nie tym razem. 
Za godzinę mam bardzo ważne spotkanie, od którego będzie zależało cała moja przyszłość. Tak, godzinę czasu. Czemu jestem tu tak wcześnie? Nie pytajcie, ponieważ sam tego nie wiem. Odliczam minuty, sekundy od bardzo ważnego wydarzenia, ale czy podołam zadaniu?
Cześć. Jestem Lee Taemin, mam piętnaście lat i za jakiś czas mam bardzo ważne spotkanie w samym SM TOWN. Ale może zacznę od początku...
    Moje życie nie jest takie kolorowe jakby się mogło wydawać. Nikt nie mógł sobie nawet wyobrazić tego co mnie spotkało. Ból i cierpienie. To były rzeczy, które towarzyszyły mi od dłuższego okresu. Pustka w sercu, brak osoby, które mogłaby mi pomóc. Byłem tylko ja i moje problemy, z którymi poradzić sobie było trudnym wyzwaniem. Niemalże nieosiągalnym. 
Zacznijmy od tego, że byłem niechcianym dzieckiem, a na świecie pojawiłem się przez bardzo nieszczęśliwy sposób, ponieważ moja matka została zgwałcona.
Mimo to bardzo mnie kochała. Opiekowała się mną i chciała abym miał jak najlepiej, lecz to co dobre nigdy nie trwa wiecznie. Kiedy miałem dwanaście lat wszystko się zmieniło, gdyż moja rodzicielka związała się z facetem, którego nigdy nie nazwałbym swoim ojcem. Człowiek wredny, bez serca, fałszywy i zdolny do wszystkiego. Kiedy tylko przeprowadził się do naszego domu stałem się jego własnością, traktował mnie jak zabawkę, bezwartościowy przedmiot, z którym może robić wszystko co tylko chce. Z czasem było coraz gorzej, bił mnie, okaleczał i robił rzeczy do których normalny człowiek nigdy by się nie posunął. Z moją matką wcale nie postępował lepiej. I tak było codziennie. 
Pewnego wieczora...
Siedziałem schowany w szafie, bałem się, bardzo się bałem. Wiedziałem że On znów był pijany, znów bił się z moją ummą. Ale ten raz był inny, walka była ostrzejsza, a ojciec bardziej wściekły niż zwykle, o co? O to co zawsze.
- Gadaj kim on jest! Kim jest ten osobnik z którym mnie zdradzasz! Gadaj szmato! - kolejny wrzask, kolejne uderzenie aż do rozlewu krwi.
Trzęsłem się ze strachu, wiedziałem, że ten człowiek jest nieobliczalny. Płakałem, niemal krztusiłem się łzami, choć próbowałem za wszelką cenę powstrzymać szloch, tak aby mnie nie usłyszał. Po chwili wszystko ucichło, Nie było słychać ani wrzasków ojczyma ani cichych jęków matki przepełnionych przeszywającym bólem. Wiedziałem, że coś jest nie tak, miałem rację. Rozbrzmiał jego gruby i przerażający głos. 
- Nie chowaj się smarkaczu i tak Cię znajdę - na te słowa aż żołądek podszedł mi do gardła, a serce zaczęło bić jeszcze szybciej. Po tych ich kłótniach nigdy mnie nie szukał, co on zamierza? Mężczyzna z hukiem zaczął przewracać cały dom do góry nogami. Kiedy usłyszałem, że stoi tuż przy miejscu mojej kryjówki skuliłem się w sobie jeszcze bardziej. Nie ma mnie tu! Idź stąd! Proszę, tylko tu nie zaglądaj - błagałem w myślach, lecz moje modły nie zostały wysłuchane. Drzwi szafy otworzyły się z hukiem, a na twarzy mężczyzny było widać wredny uśmiech. Z całej siły szarpnął za moje ubrania i wywlókł mnie na zimną podłogę. Kopnął mnie z całej siły w brzuch, później szarpnął mnie za ramiona podnosząc do pionu tylko po to by powalić mnie kolejnymi ciosami. Czułem ból jakiego jeszcze nigdy nie czułem. Uderzył mnie w twarz a z kącika moich ust pociekła strużka krwi. Powoli odwróciłem głowę w drugą stronę, a na widok jaki zobaczyłem serce mi pękło, a do oczu napłynęło więcej łez. W kącie pomieszczenia bezwładnie leżało ciało mojej kochanej ummy, a wokół niej tworzyła się coraz większa kałuża ciemnoczerwonej krwi.  
Zacząłem krzyczeć i się wyrywać, przyjmując za to kolejne uderzenia w okolicy twarzy. Okładał mnie pięściami jak szalony. Szarpałem się, ale nic z tego, był za silny. Tak bardzo mnie to bolało. Po chwili zza pleców wyciągnął nóż kuchenny ociekający krwią. Byłem pewny, że mnie zabije, nie chciałem umierać więc próbowałem uniemożliwić mu zadanie mi nim ciosu. Z trudem wyprostowałem jedną nogę przez który mężczyzna przepał z powodu silnego upojenia alkoholowego. Z reki wypadł mu nóż, który bez namysłu podniosłem i wbiłem mu w udo, co wywołało potworny krzyk. Udało mi się wybiec z domu. W całym ciele czułem ogromny ból, ale wiedziałem, że jak szybko czegoś nie zrobię to mnie dorwie. Ze łzami w oczach biegłem ile tylko miałem sił. Nie zwalniałem, bo wiedziałem, że jest za mną, że jak mnie dopadnie będzie już po mnie. Po jakimś czasie dotarłem do centrum Seulu, gdzie zwolniłem siadając na jednej z ławek głośno dysząc ze zmęczenia i zarówno ze strachu. Schowałem twarz w dłonie zalewając się łzami. Byłem bezsilny, nie wiedziałem gdzie mam się podziać, nie miałem nikogo, kto mógłby mi pomóc. Do domu nie mogłem wrócić. W sumie to już nie był mój dom, nie bez tej wyjątkowej osoby, która odeszła. 
Zacząłem sobie śpiewać pod nosem jedną z piosenek, którą uwielbiała moja mama. To dzięki niej kocham muzykę, dzięki niej tańczę już od lat i byłem w tym coraz lepszy. Mówiła mi, że mam talent, uwierzyłem jej, zawsze jej wierzyłem. Nawet wtedy gdy chciała wziąć ślub z Minhyun'em i wmawiała mi, że będzie dobrze. Wtedy tez jej uwierzyłem, chociaż wiedziałem, że to zły pomysł, że wcale nie będzie dobrze, miałem rację. Śpiewałem coraz głośniej. Nie zauważyłem, że pewien mężczyzna bacznie mnie obserwuje. Wystraszyłem się kiedy ów facet zaczął być mi brawo. Zdezorientowany i zawstydzony spuściłem głowę, na co on położył rękę na moim ramieniu i przemówił miłym i zarówno męskim głosem.
- Chłopcze, masz wielki talent. Uważam, że z takim głosem mógłbyś zrobić karierę - uśmiechnął się do mnie ciepło. Spojrzałem na niego z niedowierzaniem - Choć zaprowadzę Cie gdzieś - wskazał kierunek, w którym mięliśmy się udać. Ruszyłem za nieco wyższym ode mnie mężczyzną, który mógł mieć ok. 40 lat. Przystanął przed ogromnym budynkiem i uśmiechnął się szeroko. Nie mogłem uwierzyć, że stoję przed siedzibą SM. 
- Przyjdź tu jutro o 9.00. Omówimy kilka spraw i zrobimy małe przesłuchanie i dodatkowo sprawdzimy jak tańczysz. Mam tylko dwa pytania, jak się nazywasz i dlaczego jesteś taki poobijany? Ktoś Cię pobił, a może wdałeś się w bójkę? Choć po twojej posturze nie wygląda żebyś się do nich garnął - uśmiechnął się krzywo i czekał na moją odpowiedź. Świetnie, po protu świetnie. I co ja mu powiem?
- Jestem Lee Taemin, a to... przewróciłem się - powiedziałem to co mi pierwsze wpadło do głowy. Mężczyzna chyba raczej mi nie uwierzył, ale nic nie powiedział co było dla mnie nie mała ulgą. 
- Mhm, czyli rozumiesz wszystko tak? Aha i nazywam się Park Junho.
- T-tak, dziękuję - wyjąkałem i przyglądałem się przez chwilę odchodzącej postaci. 


   Jedna rzecz, która może odmienić moje życie. przez którą wszystko może się zmienić. Lecz nie o tym teraz myślałem. Jedynym moim pytaniem było. "Co ja mam teraz zrobić". Tyle się wydarzyło, że już byłem tym wszystkim wykończony. Nie mam gdzie się teraz podziać, moja matka nie żyje, a mój ojczym chce mnie zabić. No właśnie nie żyje? Przecież tego nie wiem, nie sprawdziłem tego... To moja wina, zostawiłem ją tam, z nim. A co jakbym zdołał ją uratować? Może wszystko byłoby dobrze? Jestem tchórzem, uciekłem, za bardzo się bałem i zostawiłem jedyną osobę, na której mi zależało. Jestem idiotą. Sam siebie nienawidzę. Na te wszystkie myśli łzy napłynęły mi do oczu i zaczęły spływać po moich bladych policzkach. Byłem bezsilny, nie wiedziałem co mam dalej robić. 

W pewnym momencie przypomniało mi się jedno miejsce. A był nim mały domek na drzewie, który znajdował się w lesie położonym około 1,5 kilometra od mojego domu. Domek zbudowałem kiedyś z moim przyjacielem, jedynym przyjacielem, który kilka lat temu zmarł na białaczkę, nikt oprócz nas nie wiedział gdzie się znajduje. Zaczęło się już ściemniać więc szybko postanowiłem pobiec na miejsce. Kiedy już tam dotarłem, wspiąłem się po starej, drewnianej drabinie i rozejrzałem się po pomieszczeniu. Nie było tu zbyt wiele, ale spostrzegłem mój plecak z kilkoma ubraniami, który przyniosłem tu jakiś miesiąc temu. Dlaczego? Chciałem uciec           z domu, miałem już wszystkiego dość. Ale nie zrobiłem tego, nie miałem odwagi. 
Opatuliłem się cienkim kocem, który również miałem w plecaku i od razu zasnąłem. 
Obudziłem się przez chłód panujący w domku. Było bardzo zimno, było dosyć wcześnie, co wywnioskowałem z tego, że na dworze wciąż panował mrok. 
Drżącymi rękami wyjąłem z kieszeni prawie całkiem rozładowany telefon po to by sprawdzić godzinę, 5.30. Szybko się przebrałem w najlepsze ciuchy jakie tu miałem i wyszedłem z "kryjówki". Po drodze złapał mnie ogromny napad głodu, jednak zignorowałem to i szedłem dalej. Było wcześnie, ale nie wiedziałem co mam robić więc usiadłem na ławce przed SM. I tak się tu znalazłem.
Wybiła 9, podniosłem się z ławki i ruszyłem w stronę drzwi budynku. 



Więc zaczynamy ^^
Jak wam się podoba pierwszy rozdział? 
Aż sama się zdziwiłam jego długością.
Mam nadzieję, że was nie zawiodłam.
Proszę was o komentarze.
Hwaiting!




Przeczytałeś?
To zastaw komentarz ^^
Dziękuję   <3